Paszteciki z kaszą gryczaną i pieczarkami
Nie raz Wam pisałam, że często z opresji ratuje mnie gotowe ciasto francuskie, to dostępne w Biedronce czy Lidu jest wegańskie, więc śmiało można używać, bo naprawdę trzeba mieć duuuużo wolnego czasu i zapału aby zrobić je samemu w domu (tylko raz aż tak mi się nudziło). Jak to w sobotę bywa zabrałam się za porządki i zaległe prasowanie i ani się spostrzegłam i była 13.30, więc szybki przegląd lodówki i w 40 minut był obiad gotowy, w sumie to w 20 ale jeszcze pieczenie 20 minut.
ps. W sumie jest to dobry przepis na zbliżające się Święta 🙂
Składniki na 4 paszteciki i dodatkowa kasza do podania lub dodatkowo na tą ilość farszu jeszcze jedno opakowanie ciasta francuskiego:
150-200 g kaszy grzyczanej, pęczaku, jaglanej (Waszej ulubionej) ugotować zgodnie z przepisem na opakowaniu
około 200-250 g pieczarek
1 cebula
łyżeczka gałki muszkatołowej
pół łyżeczki pieprzu i soli
2-3 ząbki czosnku (u mnie było to pieczony, który został z poprzednik obiadów)
1-2 gałązki rozmarynu
2 łyżki oleju roślinnego do smażenia
opakowanie ciasta francuskiego
około 30 g orzechów (włoskie, pekan, laskowe)
Przygotowanie:
Cebulę drobno pokrój i podsmaż na złoto (3-4 minuty), dodaj to tego starte na tarce o grubych oczkach pieczarki, przyprawy, posiekany czosnek i orzechy. Smaż razem 5 minut, po czym dodaj ugotowaną kaszę i wymieszaj.
Ciasto podziel na 4 części, nałóż farsz i złóż na pół, a ząbkami widelca posklejaj brzegi. Możesz wyciąć jakiś wzorek na górnej części lub po prostu natnij na krzyż, tak aby niepotrzebna wilgoć z farszu mogła odparować.
Moja drobna uwaga, faszeruj i sklejaj już na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, bo trudno przenieść paszteciki, tak aby się nie rozlazły. Tu poniżej możecie zobaczyć jak to u mnie wyglądało (ten po lewej), z kolejnym uratowałam sytuację przenosząc na papierze.
Piecz około 20 minut w temp. 190-200 C.
Tak wyglądała porcja Gabi, bo lubi sobie Dziewczyna podjeść. Ja z Miśką jadłyśmy same paszteciki, Miśka w sumie 2 wciągnęła, a mój przydział to był ten brzydal, jak to bywa „szewc bez butów chodzi”, a moim przypadku kucharz jest zawsze głodny i je brzydkie.
Smacznego!