Powrót do korzeni

Styczeń w ogrodzie

Jeszcze 2-3 lata temu, zanim spełniłam swoje marzenie o ogrodzie styczeń i luty to były dla mnie najgorsze w pełnym tego słowa znaczeniu miesiące w roku. Ten okres ze względu na moją pracę zawodową, a jestem księgową kojarzył mi się tylko i wyłącznie z bilansem. Przez pierwszy kwartał roku moja rodzina wiedziała, ze lepiej mnie nie denerwować, bo nic innego się dla mnie nie liczyło, byleby zamknąć rok podatkowy, tak wiem, fuj 😉 Teraz już od 1 stycznia planuję  nowy sezon ogrodniczy. Przeglądam nasiona jakie mi zostały, planuję zmianowanie na grządkach, szukam nowych odmian warzyw i z roku na rok modyfikuję ogród. W tym roku szykują się kolejne zmiany, ale o tym za chwilę, bo w styczniu mimo iż teoretycznie nic się nie dzieje to wypadałoby mimo wyszystko doglądać ogródka, bo jakaś praca zawsze się znajdzie.

Te zdjęcia robiłam w sylwestra i bardziej to wygląda na wczesną wiosnę niż zimę, u nas zero śniegu. Brak pokrywy śnieżniej i ujemnych temperatur o tej porze roku  jest szkodliwy dla roślin, bo głupieją i zamiast zbierać siły na kolejny sezon one nagle się budzą (w Szczecinie podobno zakwitły wiśnie), więc bidule budzą się do życia, a znając życie to pod koniec lutego  i cały marzec odstaną popalić i wszystko co niepotrzebnie wypuściło pączki zmarznie, przy dobrych wiatrach tylko listki, a bywa że i całe rośliny przemarzają i usychają, Moją wielką miłością są hortensje i magnolie, w które sporo zainwestowałam pieniędzy i czasu na pielęgnację, więc odżałowałam kolejne miliony monet i zainwestowałam w „kapturki” z agrowłókniny do ich okrycia.  Za jedną czapeczkę zapłaciłam 4 zł, ale są wielorazowego użytku, więc to w sumie zakup raz na kilka lat. Ubrałam wszystkie swoje ukochane kwiaty,

a także borówki. Tu samowola ogrodowa mojej mamy, czyli truskawki w dziwnym (czytaj bardzo złym i niezgodnym z moją koncepcją) miejscu, wyjadą oczywiście na wiosnę.

W ogrodzie towarzyszy mi od niedawna poza moimi Dziewczynami jeden Chłopak, czyli przybłęda kocur, przeze mnie nazwany Filemon, a przez Marcina błędnie zarejestrowany jako Felix.

Jest to chyba najbardziej przymilny kocur jakiego znam, regularnie przynosi mi myszy i szczury , no i jest  niezwykle fotogeniczny 🙂

Ogród przejdzie trochę zmian, tj. podniesione grządki będą tylko po jednej stronie, tej gdzie znajduje się szklarnia, bo w tym miejscu będzie stworzone miejsce to praktyki jogi, bo od niedawna z pewną dozą nieśmiałości prowadzę zajęcia jogi i otworzyłam szkołę jogi, a uwierzcie mi nie ma nic przyjemniejszego niż praktyka jogi w takim otoczeniu 🙂

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *