Bez kategorii

„W butach Valerri” Elizabet Benavent

Benavent_W butach Valerii_m

Przyznam się od razu, że książki wybieram po okładkach ;-), jeżeli sięgam bo nieznanych mi autorów, to im bardziej dziewczyńska okładka tym lepiej. Na tą książkę natknęłam się ww bibliotece, bo teraz ekono i nie kupuję tylko wypożyczam, a poza tym mam księgozbiór co najmniej 2000 odziedziczonych książek i pewnie z 500 swoich.

Wybierałam się z Miśką na plac zabaw, a że już wiekowa jest (Miśka znaczy się, całe 6 lat) to względnie już mogę oko jedno mieć „na książce” a drugie na Niej. Kończę inną powieść, a jakość tak mam, że trudno mi się z dobrymi powieściami rozstać i zostawiam takie ostatnie 30 stron na kilka dni później, aż pogodzę się z tym, że to już koniec pasjonującej opowieści. Tak więc, na szybko wzięłam „W butach Valerii”, którą ostatnio znalazłam dziale „nowości” w bibliotece. Usiadłam pod drzewem i przepadłam. Tak mnie wciągnęło, że czytałam do 3 nad ranem (oczywiście Dzieciaka pilnowałam, nawet zabrałam z powrotem do domu itp.) a Miśkowi wcisnęłam, że burza więc czuwam, gdyby Miśka się w nocy obudziła,  co tak pół na pół prawdą było, ponieważ właśnie wciągnął mnie wątek niesamowitego romansu. Jak można się domyślić t poweisć jest z typu lekkich, z serii 4 przyjaciółki i faceci, taki hiszpański „Sex w wielkim mieście” co nie znaczy że jest banalna, jest naprawdę momentami zabawna, sceny sexu opisane tak, że się pąsowa robiłam, ale nie ma tam „wątroby” na wierzchu, co to to nie. Nie będę zdradzać szczegółów, bo to nie ma sensu. Po prostu polecam jako lekturę na wakacje, ja pochłonęłam ją w jakieś 8 godzin z przerwami, a teraz zabieram się za te ostatnie 30 stron powieści, która mnie urzekła, ale o tym jutro.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *