Taka sytuacja

Marzec 2016, czyli panieński bilans z Pikusiem.

20160405_124643

Ten post będzie pierwszym z kategorii podsumowań, docelowo będą to tygodniowe, ale że zaniedbałam bloga i jednocześnie Was w marcu, więc potraktujcie to trochę jak wymówkę, a że jak wiadomo tłumaczy się tylko winny, a winna zaniedbań blogowych jestem ewidentnie.

Szalony było to dla mnie miesiąc, mój wolny czas oscylował przede wszystkim w granicach ogrodu, który jak wiecie aranżuję. Na dzień dzisiejszy mamy już całą architekturę ogrodową, wszystkie podniesione  grządki, nawiezioną ziemię, prawie skończoną szklarnię, prawie, bo producent przewidział uszczelkę tylko na drzwi, a resztę trzeba sobie kombinować lub dokupić, o czym dowiedzieliśmy się w trakcie montażu, więc właśnie czekamy na tą cholerną uszczelkę. Zdążyłam już posiać nowalijki, podsadzić wszystkie krzaki itd., ale o tym w przyszłym tygodniu jak już naprawdę będzie 80% zrobione.

 

20160331_182438

Nie lubię pierwszy trzech miesięcy w roku, no czterech, a to dlatego, gdyż wtedy w pracy mam kociokwik. Chyba Wam o tym nie wspominałam, ale jestem księgową, i początek roku to dla mnie wytężona praca dotycząca bilansu, bleh…. Misiek już wie, że niestety ale 1/4 roku bywam nieznośna, humorzasta i w ogóle fe, ale po prawie 8 latach związku naprawdę można się już przyzwyczaić, przynajmniej tak to sobie tłumaczę.

No waśnie, po prawie 8 latach Misiek dostąpił zaszczytu zostania moim mężem. Broniłam się przed tym rękami i nogami, ale pewne zdarzenie uświadomiło mi, że ja Go nawet lubię, i w sumie niech mu będzie byle by już nie marudził. Impreza była fest, na całe 5 osób razem z nami, czy Ja, Misiek, mała Miśka w świadkowie, trwała całe 10 minut. Jakoś to przeżyłam, ale uwierzcie mi, dla mnie to trauma, już nie będę panienką, co najwyżej rozwódką albo wdową 😉

20160324_124053
Zdjęcie tuż „przed”, widzicie ten stres? 😉

 

Mój wyrozumiały mąż (jeny, nawet pisanie tego przychodzi mi z trudem) zrobił mi prezent z okazji ślubu i kupił samochód. No dobra, domyślacie się, że ja wszystkich rządzę i trzymam kasę więc, wygląda to tak, że mówię mu „dziękuję” a on się pyta „cóż za cudowny prezent tym razem Ci zrobiłem”. A tak poważnie, to Misiek pracuje w delegacjach i zabrał samochód którym jeździłam do pracy, i bidula musiałam jeździć pksem, dla mnie taki sobie wysiłek, tym bardziej, że mam przystanek dosłownie na przeciw drzwi domu, ale! Rano ilość kursów jeszcze w miarę ujdzie, ale po południu mam powrotny autobus albo o 16 albo o 18 i potem już nic. Mieszkam w sumie na wsi, a w praktyce wygląda to tak, że kończy się miasto i od razu jest moja wiocha. Niby do pracy mam tylko 3 km, swego czasu jeździłam do pracy nawet rowerem, ale w naszym klimacie nigdy nie wiesz do końca jaka będzie pogoda. Poza tym, wszystkie kobiety ze strony mojej mamy łącznie ze mną, mamy świra na punkcie ułożonych włosów, naprawę, moja mama je układa nawet jak idzie do ogrodu porządki robić, a lakier do włosów ma zawsze w zapasie przynajmniej 3 opakowania, a najlepiej to podawać by go jej dożylnie (taka uroda włosów, trzy na krzyż).  Możemy być w dresach, bez makijażu ale włosy muszą być ogarnięte, więc jak się domyślacie jazda na rowerze to była dla mnie masakra. Dotychczas jeździłam suv’ami i była królową dróg, nie straszne mi były krawężniki, wszyscy zjeżdżali mi z drogi (na stare lata planuję brać udział w offroadach), no ale w mojej mieścinie to masakra jeżeli chodzi o parkowanie takimi dużymi samochodami. Natrafiłam na instagramie na wpis Ewy Chodakowskiej na temat samochodu Smart, i naprawdę się zdziwiłam, że Ewa tym jeździ, przecież to taka popierdółka, ale jej argumenty do mnie przemówiły (wszędzie tym zaparkujesz, ekonomiczny, dużo miejsca na nogi itd. ). Tak więc w środę pomyślałam, w czwartek był ślub, a w piątek już uczyłam się prowadzić Pikusia, bo tak nazwałam swojego Smarta, ponieważ wcześniej nie miałam do czynienia z automatyczną skrzynią biegów. I wiecie co? Przepadałam, zakochałam się. Tankujesz do pełna za 100 zł, osiągasz maksymalną prędkość 140 km/h, a wszyscy na Twój widok się uśmiechają, i tak serio, przyjaźnie bez szydery, wszystkim humor w mieście poprawiam jak pomykam tym Mucholotem (tak z zazdrości nazywa go mój tata).  Wbrew pozorom ma naprawdę przyzwoity bagażnik, Miśka szczęśliwa bo nareszcie może siedzieć w przodzie, w foteliku oczywiście, bajecznie się go prowadzi (zakładam jeździć nim nie dalej niż 30 km w jedną stronę), a koszt miesięczny paliwa w moim przypadku to jakieś 100 zł, tygodniowo jeżdżę około 40 km, a co najważniejsze: moja fryzura jest zawsze perfekcyjna 😉

DSC02363

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *