Wegańskie mini brownie na surowo
Uwielbiam te sklepowe ciacha typu keto, raz itd, wiecie te w Biedrze czy Lidlu przy kasach, ale uważam że ich cena jest kosmiczna. Postanowiłam zrobić je sama i mam na koncie już kilka udanych eksperymentów, z czym się oczywiście z Wami podzielę. Na pierwszy rzut idzie czekolada. Nowy rok, nowa ja- wiadomo, więc będą fit desery 😉 W moim świecie określenie słowem fit jedzenia oznacza możliwie jak najmniej przetworzone, z pełnowartościowych składników, odżywcze.
W tych brownie jest magia kakao, jego magiczne własności są znane od wieków. Już w starożytności było ono wykorzystywane podczas rytuałów. Od niedawna jednak coraz więcej osób wierzy, że wpływa ono na nasz rozwój duchowy także podczas codziennego użytku. Kakao było wykorzystywane podczas ceremonii już około 1000 lat p.n.e., a Majowie, Aztekowie i Inkowie czcili je jako świętą roślinę. Docenili wpływ, jaki wywiera ono na ciało i ducha – z jednej strony zwiększa wytrzymałość i pobudza, a z drugiej redukuje stres i rozluźnia napięcie.
W starożytnych pismach spożywanie kakao często bywało zapisywane jako „otwieranie serca”. Zauważono, że działa kojąco na ludzką psychikę, zwiększa empatię i chęć nawiązywania więzi. Wierzono, że pozwala pozbyć się oporów przed porozumiewaniem się, a także nagromadzonych traum i złych wspomnień, które utrudniają tworzenie bliskich relacji.
Co ciekawe, znalazło to później swoje potwierdzenie w nauce – kakao zawiera bowiem teobrominę, czyli substancję stymulującą serce. Działa ona również na rozluźnienie naczyń krwionośnych, co wywołuje stan przyjemnego odprężenia. Za sprawą tego odkrycia w wielu krajach na świecie powrócono do praktyki picia kakao. Mamy więc i naukę i wiarę, a więc magię 😉
A jeszcze z ciekawostek, w medycynie chińskiej w kuchni wg 5 przemian kakao należy do potraw Ciepłych, czyli jest przypisane do żywiołu ognia. Pomocne więc będzie, gdy chcemy się rozgrzać wewnętrznie i emocjonalnie.
ps. Oczywiście wiem o kakao ceremionialnym za miliony monet, sama piję i jest super, ale nie dajmy się zwariować, zwykłe kakao też ma sporo właściwości.
Składniki na około 12 sztuk:
ps. Jak widać zaopatruję się z normalnych sklepach.
spód:
200 g daktyli
50 g dowolnego masła orzechowego
20 g kakao
szczypta soli
krem:
150 g gorzkiej czekolady
50 ml dowolnego mleka roślinnego
Przygotowanie:
Namocz daktyle w gorącej, przegotowanej wodzie, 10 minut będzie wystarczająco, odsącz.
Zblenduj na gładką masę namoczone daktyle, masło orzechowe, kakao i szczyptę soli.
Potrzebna Ci będzie silikonowa forma, taka się najlepiej sprawdzi, od biedy możesz użyć zwykłej formy do muffinek i wyłożyć „dziurki” na babeczki papilotkami i dopiero tak pakować masę. Jedna porcja to łyżka stołowa, zrób kulkę, uformuj w środku odpowiednie zagłębienie na krem.
Składniki na „krem” rozpuść w kąpieli wodnej (wstaw miskę metalową/szklaną do garnka z gotującą się wodą, tak aby spód miski był zanurzony we wodzie). Wypełnij kremem przygotowane spody.
Udekoruj wedle uznania, włóż do zamrażalnika. Po godzince można już się delektować. Polecam przechowywać cały czas w zamrażalniku, magicznie nie zamarzają na kość, są idealnej konsystencji. Bez obaw, po wyjęciu z lodówki nie rozpłyną się.
ps. Wybaczcie jakość zdjęć, mam nowy komputer po akcji z zasikaniem przez kota starego laptopa. W nowym kompie nie mam nic, ogarniam program do obróbki zdjęć. Będzie lepiej, obiecuję!