Jak się żyje wegance z mięsojadami pod jednym dachem, czyli kilka słów o wegetarianizmie.
Dotychczas nie wypowiadałam się jakoś szczególnie na temat mojej diety i tego jak to u mnie w domu wygląda, nie chcę wdawać się w bzdurne dyskusje, bo uważam, że to każdego wolny wybór co je. Nie należę do walczących wegan, jestem już na tyle dużą dziewczynką, że wiem, że na siłę świata nie zbawię, a moje motto życiowe, które codziennie sobie powtarzam to „do miłości nikogo nie zmuszać”. Na tyle na ile mogę to edukuję i tłumaczę w swoim otoczeniu, publikując wegańskie przepisy staram się zainspirować . Jestem weganką od ponad 3 lat, a odkąd pamiętam miałam dylematy moralne jedząc mięso. Po poważnych problemach zdrowotnych zaczęłam się baczniej sobie przyglądać i eliminować kolejne produkty, po których czułam się źle, bo pomimo wielu przykrych badaniach jakie przeszłam nic konkretnie u mnie nie zdiagnozowano, jedynie kazano się mniej stresować i łykać garściami tabletki. Należę do osób które szukają rozwiązania eliminując przyczynę a nie gasząc skutki, więc eksperymentowałam. Najpierw w odstawkę poszło mleko, potem wędliny, mięso, jajka i nabiał. Po pół roku moje dolegliwości ustały a ja poczułam się dobrze, czyli do tego co jest naturalnym stanem- zdrowie. Ważna uwaga, bycie weganką/weganinem a być na diecie wegańskiej to różnica. Będą weganinem całkowicie eliminuje się ze swojego menu wszelkie odzwierzęce produkty mleko i jego pochodne, jaja, mięso, ryby, miód oraz naturalne skóry, futra, wełnę, produkty testowane na zwierzętach.
Przechodząc na weganizm miałam w planach wyrzucić wszystko ze swoje szafy i odstawić dosłownie wszystko. Miałam ogromne dylematy nosząc zimą buty skórzane, tym bardziej, jako świeżak w temacie pytając w różnych grupach za każdym razem ciskano we mnie piorunami, za to że w ogóle się nad tym zastanawiam i dopuszczam taką możliwość. Na siłę próbowałam zweganizować całą swoją rodzinę, doprowadzając do zapalenia skóry u dziecka (ostra alergia na chlorowaną wodę w basenie), nie chcąc stosować sterydów. Od przyjaciółki (już byłej) dostawałam rady, aby poić sokiem z buraka w celu sprawdzenia szczelność układu pokarmowego, smarować tylko olejem kokosowym itd. , a stan dziecka się pogarszał. Po tym jak usłyszałam od pani doktor, że jeżeli Miśka nie zareaguje w dwa dni na steryd grozi jej szpital powiedziałam dość tego szaleństwa. Dzieciaka wysmarowałam lekiem, podziałało, potem znalazłam idealny balsam do ciała na tyle naturalny na ile się dało który do dziś stosuje i problem zniknął. Gdyby ktoś z Was szukał dobrego to był – Palmers Kokosowy. Postanowiłam dać wybór swoim Miśkom, uświadomiłam dzieciaka na tyle ile się dało w sposób odpowiedni dla jej wieku i w tej chwili Miśka je jaja, ryby i nabiał, a Misiek jest semiwegertarianinem (sic!), ja jestem na diecie wegańskiej.
Na tyle na ile jest to możliwe używam kosmetyków naturalnych i nietestowanych na zwierzętach. Noszę buty i torebki skórzane (moje stare, nowe kupuję tylko i wyłącznie gdy naprawdę muszę bo się zniszczą, a mam pary butów czy torebek nawet 10 letnie, więc rzadko), bo uważam że skóra (nie mylić z futrami) jest odpadem po produkcji mięsa, po …. Noszę wełnę i jedwab ale kupuję w lumpeksach. Jestem zwolenniczką życia ekologicznego, wszystko przetwarzam i nadaję przedmiotom dwu-trzykrotne życie przerabiając je. Staram się kupować lokalne produkty, a że sama uprawiam ogrody to większość jedzenia jest mojej bio, eko sreko produkcji. Hipokryzją jest dla nie kupowanie przykładowo ekologicznej cukinii z Hiszpanii zimą, bo co to za ekologia, skoro przejechała pół Europy w klimatyzowanych samochodach? Uważam, że najlepsze jest jedzenie zgodne z danym klimatem i z sezonowymi produktami.
Jak wspomniałam w domu jestem jedyną będącą na diecie wegańskiej, więc jak to wygląda u mnie w praktyce? Otóż, to że Miśki jedzą ryby jestem w stanie przeboleć, ale pod żadnym pozorem nie pozwalam zbeszcześcić swoich ukochanych garnków czy patelni. Na szczęście Miśka jest na tyle mała, że jeszcze nie gotuje, a Misiek tak wygodny, że nie ma opcji aby sam sobie coś zrobił, a Gabi leniwa, że woli nic nie jeść , więc jakby nie patrzeć są skazani na moją kuchnię. Jedyny wyjątek odnoście mięsa robię dla Moich Dziewczynek, czyli dwóch psów oraz trzech kotów, dla których sporadycznie kupuję skrzydełka i gotuję dwa razy, żeby cały syf z tego wyszedł, a w lokalnym markecie jestem znana z tego, że kupuję wołowinę dla kotów. Wyobraźcie sobie te spojrzenia ludzi, gdy za każdym razem pani ekspedientka pyta, czy kiciom poprzednio smakowało 😉 Pytałam kiedyś weta co do karmienia psów i powiedział, że jeżeli karmię je mięsem, to powinnam najpierw zamrozić mięso, a potem dwa razy (zmieniając wodę) je pogotować, aby cała chemia wyszła i nie zaszkodziła psom ! Moje Miśki sobie radzą. Marcin regularnie tankuje, czytaj po kryjomu wpieprza hot-dogi, a Gabi kiedyś wyjadła psom studzące się w garnku skrzydełka, bo myślała, że to na jakąś zupę, od tego czasu przyklejam karteczki: nie wyżerać, to dla psów. Kupuję im także pakowane wędliny, bo nie zdzierżę smrodu z lodówce. Kupuję bardzo dokładnie analizując skład, bo nie wyobrażam sobie abym tylko ja zdrowo się odżywiała nie dbając o ich dietę, więc szukam produktów bez konserwantów, wzmacniaczy smaku, zbędnego cukru no i przede wszystkim takich, które nie wymagają użycia moich garnków 😉
Jeszcze jedno czy dwa słowa 😉 Najgłupszym rzeczą jaką ostatnio słyszę jest tzw. semiwegetarianzm, który zakłada tak naprawdę wykluczenie tylko mięsa czerwonego z diety. Nie mam pojęcia kto wpadł na tak genialny pomysł, kury to można jeść z czystym sumieniem, ale od krów i świń to już wara. No helloł, czy naprawdę jak się doda przedrostek wege to jest się już lepszym? Kto je tylko mięso i nic poza tym, nawet po przysłowiowego grilla zagryza się pajdą chleba i polewa keczupem. Jak dla mnie to wymyślono ten termin po to, aby każdy mógł poczuć się też cool i trendy, oraz po to aby móc wciskać ludziom kolejne produkty.
99% moich znajomych, a 100% moich uczniów jogi je mięso i ja wcale nie uważam ich za gorszych, to ich wybór, ale cieszy mnie, wchodząc na ścieżkę jogi zaczynają się bardziej świadomie i zdrowo odżywiać. Do miłości nikogo nie zmusisz, sam musi chceć, pamiętajcie o tym.
Podejrzewam, że jest wiele takich rodzin jak moja i jak się chce kompromisu to naprawdę można razem koegzystować, wystarczy tylko chcieć.
Dla ciekawostki i znalezienia sobie szufladki po krótce rodzaje wegetarianizmu:
-Wegetarianizm wyklucza mięso i ryby
? weganizm ? wyklucza mięso, ryby, mleko i jego pochodnych, jaj, eliminuje się również leki oparte na tkankach zwierzęcych oraz miód,
? witarianizm ? dopuszcza spożywanie wyłącznie owoców oraz warzyw w postaci surowej.
? frutarianizm ? dozwolone jest spożywanie owoców i warzyw, których zerwanie nie powoduje śmierci ? czyli inaczej zniszczenia rośliny.
? owowegetarianizm ? jest to odmiana wegetarianizmu polegająca na włączeniu do jadłospisu obok warzyw oraz owoców również jaj.
? laktowegetarianizm ? dopuszcza spożywanie warzyw, owoców oraz nabiału, natomiast całkowicie eliminuje się jaja, mięso, ryby oraz miód,
? laktoowowegetarianizm ? jest odmianą wegetarianizmu polegającą na spożywaniu jaj oraz nabiału.
? semiwegetarianizm ? dopuszcza okresowe spożywanie mięsa drobiowego, a oprócz tego ryb, owoców morza, jaj, produktów mlecznych, warzyw oraz owoców.
? ichtiwegetarianizm ? dopuszcza spożywania ryb.
? pollowegetarianizm ? polega na wyeliminowaniu ryb oraz owoców morza z diety, a włączeniu mięsa drobiowego.
5 komentarzy
Ania
Twoje podejście do weganizmu jest bardzo zdrowe i podoba mi się to, o czym mówisz. Świata na siłę się nie zbawi. Jeśli chodzi o podejście do ubrań z drugiej ręki, też jak najbardziej się zgadzam. Skórzane buty.. tez mam z tym tematem dylemat moralny i cieszę się, ze znalazłam podejście podobne do swojego 🙂 u mnie w domu mięso tez nie może skazić moich naczyń ani lodówki ?
becky
Co bo butów ze skóry, to podchodzę do tego racjonalnie, nie kupuję dla samego „chcenia” tylko z faktycznej potrzeby, kiedy jest to konieczne, poza tym skóra jest odpadem produkcji mięsa, więc wychodzę z założenia, że skoro biedna świnia poświęciła życie jako schabowy to ja te buty będę szanować, naprawiać, dbać i nosić najdłużej jak się da. Podchodzę do tego ekologicznie, nie kupuję masowo tanich, plastikowych butów, które mi służą 3 miesiące, tym samym nie przyczyniam się do zaśmiecania. Jestem przeszczęśliwa gdy jest ciepło, bo większość czasu chodzę w bawełnianych tenisówkach 🙂
Katarzyna Coppelia
Podpisuję się całym sercem pod obydwoma komentarzami 🙂
Od mojej wegetariańskiej a teraz już prawie całkowicie wegańskiej drogi miałam wielki dylemat moralny , dotyczący karmienia mojego psiulka.
Nie chciałam uchodzić za hipokrytkę (a tak słyszałam i sama w zasadzie uważałam) , która i tak korzysta z hodowli i wyzysku zwierząt i łoży na to przyczyniając się do popytu i płacąc za to. Zaczęłam szukać. W wykładzie Grega Yourfskiego usłyszałam, że karmi swojego psa karmą wegańską i wykonuje mu badania okresowe, które zadziwiają weterynarzy, gdyż są pozytywne! Postanowiłam zaryzykować i weszłam na polską stronę Green Planet , zakupiłam karmę wegańską dla mojego pupilka i cóż, pies szaleje, wcina i prosi o więcej. Na domiar jest nadal bardzo energiczny, zadowolony i odporny na mróz, deszcz i śnieg. Można? Oczywiście. Że znowu komentarze? Nie musimy nikogo zadowalać. Te same osoby krytykują moją niekonsekwencję a potem śmieją się z wegańskiego psa……..
Nie dać się zwariować i żyć po swojemu. Bardzo serdecznie pozdrawiam pełna podziwu bo mnie jest bardzo trudno żyć z mięsożercą, zwłaszcza, że brakuje mi jeszcze pomysłów na ciekawe potrawy. Sama lubię proste jedzenie i ciężko mi wymyślać dla niego cuda wianki :)))
becky
Dziękuję Kasiu za te słowa. Najważniejsze to żyć w zgodzie z samym sobą i nie dać się zwariować. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Beti
Hej wszystkim, i ja tu trafiłam szukając inspiracji – nie nazywam się w żaden sposób, po prostu odstawiłam kiedyś mięso i przestałam mieć dziwne stany zapalne w organizmie, a teraz odstawiam także mięso ryb, to co smażone i wszelki nabiał i – nie jest mi łatwo się po prostu najeść nie dodając do sałatki np. sera koziego, który uwielbiam 🙁
Fajnie się czyta Twój blog, dodam swoje doświadczenie: także staram się żyć w miarę ekologicznie i kupuję teraz dużo mniej kosmetyków – to u mnie już prawdziwy minimalizm, ale jestem starsza, w dodatku brunetka, więc mogę się prawie nie malować 🙂 A jeśli chodzi o kremy, to używam ich przede wszystkim niedużo (do ciała 3-4 razy w miesiącu) i unikam nieekologicznych moim zdaniem kremów w plastikowych butelkach (takich jak Ty używasz Palmersa), bo nie można ich wyczyścić dobrze z zawartości, żeby je wyrzucić do plastików (no i mówię „nie” producentom, których opakowania nie pozwalają zużyć całego kremu :)). Zaczęłam kupować tylko kremy w słoikach, także plastikowych (niestety, ale przynajmniej mogę je zrecyklingować).
A w sprawie kłopotów ze skórą dziecka zwróć uwagę na pasożyty (moja koleżanka wyleczyła dziecko z uporczywej alergii, gdzie dziewczynka miała już właściwie zniszczoną skórę sterydami, właśnie lecząc u prawdziwego specjalisty (czyt. ziołami) te pasożyty.
Pozdrawiam serdecznie!