Digest FOOD, czyli leżę i trawię.
Dobry miesiąc temu dostałam propozycję otrzymania książki w zamian za recenzję. Mam nadzieję, że już na tyle mnie poznaliście, że wiecie iż nie owijam gówna w papierek i praktycznie w taki sposób odpisałam wydawnictwu, tj, bardziej kulturalnie, a dokładanie, że wysyłają z pełną świadomością, że jeżeli książka będzie kiepska to napiszę o tym wprost. Nie odpuścili i książkę otrzymałam. Podchodziłam do niej jak do jeża, a to z tego powodu, iż obecnie rynek wydawniczy jest zalewany tego tupu książkami o zdrowych jelitach, trawieniu, zdrowej kupie i takie tam „pierdoły”, gdzie w większości są to banalne książki kucharskie zawierające przepis na koktajle, ekhm przepraszam smothies, a minimum połowa jak nie lepiej całej książki to zdjęcia.
I cóż ja sądzę o książce „Digest Food” autrostwa Vanessy Bedjar-Haddad, otóż jest to całkiem przyjemna i nawet całkiem do rzeczy książka. Począwszy od bardzo ładnej oprawy graficznej, do całkiem ciekawej zawartości. W połowie jest to książka opisująca podstawy trawienia i odżywiania,a w drugiej części są to przepisy. Co do drugiej części przetestowałam tylko dwa przepisy, bo jak dla mnie (weganki) mam tu małe pole do popisu, ale przepisy same w sobie są niezłe, tyle że mam małe zastrzeżenie. Cała książka jest o wspomaganiu trawienia, a na liście składników znalazłam uwaga ! bulionetkę , z tego co się orientuję, to tylko jedna firma na „ka” produkuje tego typu uzdatniacze dokładnie pod tą nazwą, ale cóż…
Natomiast pierwsza część, czyli ta teoretyczna jest naprawdę ciekawa, nawet ja stara wyjadaczka i ekspertka (w teorii) od wszystkiego wege eko sreko dowiedziałam się kilku rzeczy, o których gdzieś tam dzwony biły, ale w sumie nie wiedziałam dokładnie o co chodzi.
Już na wstępnie przeczytałam naprawdę mądre zdanie:
Dobra dieta nie zapewnia nam żadnych korzyści , jeżeli proces trawienia został zaburzony.
Część pierwsza zawiera dział opisujący proces trawienia, wpływ samego procesu trawienia na zdrowie, ogólne zasady zdrowego odżywiania, a także radzi jak sobie radzić z powszechnie występującymi problemami trawiennymi takimi jak zespół jelita drażliwego czy też wyjaśnia różnice pomiędzy nietolerancją glutenu a celiakią.
Dzięki lekturze „Digest Food” wzbogaciłam swój zasób słownictwa o „mikrobiotę”. Nie jest to nowe superfoods z głębokiej Amazonii, ale jest to ogół mikroorganizmów czyli bakterii, grzybów , wirusów, drożdży itd. Mamy z nimi kontakt na co dzień, nasza jama ustna, skóra i narządy intymne mają swoją własną mikrobiotę, jednak najważniejsza jest mikrobiota jelitowa, która zawiera tysiąc czternaście rodzajów mikroorganizmów, a waży w sumie około dwóch kilogramów. Swoją drogą ważąc się co rano można spokojnie odjąć sobie te dwa kilogramy, odejmując jeszcze od całości połowę swojej masy czyli wodę to ważymy naprawdę niewiele 😉 Wszystkie te mikroorganizmy w naszym ciele funkcjonują w stanie równowagi już od pierwszych miesięcy naszego życia i odgrywają bardzo ważną rolę w ciele, od ułatwiania przyswajania składników odżywczych, poprzez produkcję niektórych witamin (B8, B12, K) aż do wspomagania odporności. Jeśli mikrobiota pozostaje w stanie równowagi, pozwala naszemu ciału bronić się przed chorobami zakaźnymi, stanami zapalnymi, alergiami itd. Jednakże stres, złe nawyki żywieniowe, niedobory oraz przyjmowanie niektórych leków mogą doprowadzić do zaburzeń, których efektem jest zakłócenie procesu trawiennego.
Zbyte często przejawiamy skłonność do wyciągania wniosku, że złe samopoczucie po spożyciu takiego czy innego produktu jest objawem alergii czy nietolerancji. Jedna osoba na trzy uważa, że jest uczulona, choć alergie pokarmowe występują zaledwie u 2% populacji. W większości wypadków negatywna reakcji na dany produkt jest efektem zatrucia, awersji czy nietolerancji. A czym się różni alergia od nietolerancji? Otóż, alergia pokarmowa jest reakcją złożoną, która mobilizuje układ odpornościowy, czyli organizm postrzega alergen jako zagrożenie. Dlatego atakuje intruza chcąc się go pozbyć. To znów pociąga całą rekcję łańcuchową odpowiedzialną za konkretne, widoczne objawy o charakterze oddechowym, skórnym lub żołądkowo-jelitowym. Alergie pokarmowe to schorzenia, które mogą zdiagnozować tylko i wyłącznie lekarze, zalecając odpowiednią dietę, wykreślającą całkowicie alergen. Z kolei nietolerancje pokarmowe mogą mieć identyczne objawy jak objawy alergii, anie nie angażują one układu odpornościowego w ten sam sposobów. Osoby uczulone nie są w stanie przyjąć nawet śladowej ilości alergenu, natomiast ludzie z nietolerancją mogą spożywać niewielkie ilości danego pokarmu bez pojawienia się objawów z wyjątkiem nietolerancji glutenu.
Obecnie panuje bardzo niebezpieczna moda na całkowite wykluczanie glutenu z diety. Jego nietolerancja nazywa się celiakią i jest przewlekłą chorobą trzewną, której diagnostyka została precyzyjnie określona. Jeśli osoba chora spożywa gluten to dochodzi do uszkodzenia ścian jelita cienkiego i tym samym do utraty zdolności przyswajania składników odżywczych i mikroelementów. Całkowite wykluczenie glutenu przy tym schorzenie jest koniecznie tylko i wyłącznie u osób ze stwierdzona przez lekarza celiakią. W przeciwnym wypadku pojawia się ryzyko zaburzenia równowagi żywieniowej i wystąpienia niedoborów.
Mimo szczerych chęci i wielokrotnych prób do stosowania diety raw, czyli surowych warzyw i owoców bardzo źle się czuję i na nic tłumaczenia, że to musi potrwać zanim organizm się przyzwyczai. W tej książce znalazłam wytłumaczenie na to, dlaczego akurat u mnie tak się dzieje. Otóż gotowanie warzyw w wodzie, czy też na parze pozwala zmiękczyć włókna zawarte w ścianach ich komórek i dzięki temu przestają być drażniące stają się tym samym łatwiej strawne. To co od dawna u siebie podejrzewam to faktycznie zespół jelita drażliwego i są to najczęściej występujące czynnościowe zaburzenia pracy jelit. Obecnie w celu opisu funkcjonowania tych zaburzeń używa się terminu „kolopatia czynnościowa” i nie jest to choroba w ścisłym tego słowa znaczeniu, gdyż nie są znane jej przyczyny. Dolegliwości, do których należą bóle brzucha i skurcze żołądka w towarzystwie wzdęć i bulgotaniu w żołądku, najczęściej pojawiają się po posiłku i nasilają w ciągu dnia. Pojawienie się tych dolegliwości może mieć wiązem z różnorodnymi przyczynami: deficytem enzymów, zaburzeniem mikrobioty, nietolerancją pokarmową, nadwrażliwością itp. Diagnostyka i powrót do zdrowia mają zatem charakter złożony. W książce znajdziecie wiele zaleceń pomagających zniwelować te przyczyny
Te i wiele innych ciekawe zagadnień takich zgaga, refluks, wzdęcia, zalecenia, zasady zdrowego odżywiania itd. są o wiele szczerzej opisane w książce. Z przyjemnością polecam jej lekturę, bo uważam, że w obecnych czasach, w których coraz częściej panuje moda na tak zwane zdrowe odżywianie (co uważam za bardzo pozytywne zjawisko) każdy powinien mieć chociażby podstawowe pojęcie o procesie trawienia, zanim zacznie prawić kazania każdemu wegusowi o białku. Swoją drogą, najlepszą odpowiedzią na to drune pytanie, jest kontratak w formie pytania, czy wie ile wynosi zapotrzebowanie białka w jego przypadku- działa za każdym razem 🙂 Książka jest na tyle kompaktowa, że naprawdę z przyjemnością mi się ja czytało i ani prze moment nie czułam się znużona, co w przypadku takich wywodów naukowych i wygodnej pozycji spoczynkowej w hamaku mogło by mieć miejsce i być powodem drzemki. Okładkowa cena książki (29,90 zł) powinna tym bardziej zachęcić, bo uważam że jest bardzo adekwatna do jej jakości i polecam ją każdemu, kto chce żyć bardziej świadomie.
A teraz coś z zajęć praktycznych:
Z książki dotychczas przestestowałam (i zweganizowałam) dwa przepisy na krem czekoladowy, na który tu znajdziecie przepis:
Drugi przepis to : Brzoskwiniowe clafoutis w oryginale z werbeną a u mnie z rozmarynem:
Clafouties to nic innego jak odwrócene ciasto, gdzie cały bajer polega na tym, że owoce układane są na dnie formy, zalwewa się owocki ciastem, a po upieczeniu ciasto odwraca, tak aby owoce były na wierzchu, .no ale wiadomo, po francusku to nawet pierdnięcie (péter) brzmi ładniej. W każdym bądź razie ten deser jest bardzo lekki i przyjemny, idealny na lato.
Składniki na formę o średnicy 26 cm:
około 300 g brzoskwiń/moreli/nektarynek
2 średnie banany
100 g mąki
50 g curku
100 ml mleka roślinnego
2-3 gałązki rozmarynu/werbeny
szczypta soli
Przygotowanie:
Zblenduj cukier,banany i mleko.
Do powstałej masy przesiej mąkę i sól. Wymieszaj.
Dodaj listki rozmarynu.
Formę wyłóż papierem do pieczenia, na jej dnie ułóż połówki owoców.
Zalej owoce ciastem. Piecz na środkowej półce piekarnika około 30 minut.
Po wystudzeniu odwróć ciasto, najlepiej przykrywając je talerzem.