Surowe ciasto ze skiełkowanej kaszy gryczanej
Dotychczas surowe ciasta do mnie nie przemawiały, głównie za sprawą ogromnej ilości orzechów do nich używanych, wiadomo nerkowce są pyszne, ale też bardzo, bardzo drogie, przynajmniej dla mnie. Lubię kaszę gryczaną, a ta nie palona jest już w ogóle przepyszna, podczas gdy kiełkuje „wydziela się” z niej glut, który jest wprost stworzony do sklejania. Napakowałam to ciasto samym dobrem, tj. dodałam ostropestu, który leczy wątrobę, a jest praktycznie niewyczuwalny w potrawach, młody jęczmień źródło witamin i minerałów, siemię lniane itd. Może jakoś specjalnie to ciasto nie jest piękne, ale nadrabia i to bardzo smakiem i kremową konsystencją, o już wiem co mi przypomina- tiramisu!
Składniki:
300 g suchej, niepalonej, skiełkowanej kaszy gryczanek
150 g daktyli
100 ml gorącej wody
50 g orzechów
100 g nasion słonecznika
kopiasta łyżka karobu
łyżka mielonego ostropestu
łyżka jęczmienia w proszku
100 g masła kokosowego
2 łyżki mielonego siemienia lnianego
Przygotowanie:
dwa dni przed podjęciem się pracy namoczyć kaszę przez około 12 h w wodzie po czym przepłukać i skiełkować (najlepiej w kiełkownicy, raz dziennie przelewać wodą, ).
Na gładką masę zblenduj daktyle wraz z woda w której się moczyły, dodaj karob, masło kokosowe, jęczmień, ostropest i siemię lniane.
Zblenduj powstałą masę ze skiełkowaną kaszą.
Do powstałej masy dodaj resztę składników i wymieszaj dokładnie dużą łyżką.
Przełóż ciasto na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i schowaj do lodówki najlepiej na noc, jeżeli umieścisz je w zamrażalniku będziesz mieć batoniki!
Jak widzisz, trzymane przez noc w lodówce nieźle trzyma się kupy 😉
Tak wyglądał mój Dzień Kobiet, tulipany dostałąm od taty!
Zjadłam to co było na talerzu po czym wybrałam się biegać, o dziwo dałam radę.